Grzeczny chłopiec
W tekście opublikowanym tydzień temu pisałem o trudnych emocjach (zwłaszcza o złości), których istnieniu chrześcijanie często zaprzeczają ze szkodą dla samych siebie i w sprzeczności z Ewangelią, którą uważają za wyznacznik ich życia. W dyskusjach po publikacji wpisu „Chrześcijanin nigdy się nie złości” pojawił się temat mężczyzn i przeżywania emocji przez nich właśnie.
Facet jak trusia
Jeden z moich klientów – Michał – jest człowiekiem mocno zaangażowanym w życie swojej chrześcijańskiej wspólnoty. Można powiedzieć, że stanowi jeden z jej filarów. Grupa kierowana przez faceta, któremu ani nie brakuje testosteronu, ani mięśni (pozdrawiam go serdecznie, bo pewnie czyta ten tekst). Jakiś czas temu na spotkaniu rady tej chrześcijańskiej wspólnoty pojawił się nowy mężczyzna. Gdy zobaczył, że spotkanie rady jest rejestrowane, wyraził oburzenie i zażądał natychmiastowego wyłączenia dyktafonu. Dodam, że oprócz niego w spotkaniu uczestniczyło czterech facetów i dwie kobiety. Czy któryś z nich zareagował? Powiedział „Sorry kolego, ale jesteś tu po raz pierwszy i musisz się dostosować do panujących u nas zwyczajów”? Nie.
Dlaczego nie? Nie, ponieważ facet, który jest zaangażowany w życie Kościoła musi siedzieć cicho jak trusia. Nie wolno mu się oburzać, złościć, nie powinien też bronić tego co jest dla niego ważne, bo przecież trzeba nastawiać drugi policzek…
Szkodliwa bzdura
Wszystko to brzmi pięknie i pewnie feministki przyklasnęły by takiej koncepcji, ale na szczęście jest to tylko szkodliwa bzdura. Wzięła się ona z wyrywkowego czytania Ewangelii, wychowania religijnego prowadzonego przez kobiety lub zniewieściałych księży oraz coraz mocniejszego wzorca kulturowego, który nakazuje mężczyźnie wyzbyć się tego, co stanowi ważne filary jego męskości.
Niestety wielu facetów temu ulega. Myślą, że tak trzeba. Słuchają tych, którzy wmawiają im, że nie ma innej drogi i że chrześcijanin ma być grzecznym chłopcem z pięknie ułożoną grzywką…
Synowie gromu
Gdyby spojrzeć do Ewangelii to w otoczeniu Jezusa nie widać grzecznych chłopców. Są tam natomiast mężczyźni z krwi i kości, a Jezus wcale nie wymaga od nich ugładzenia manier, pięknie złożonych rączek, czystych koszul i czerwonych lakierków. Jemu potrzebni są faceci z krwi i kości. Tacy, którzy nie zatracili poczucia bycia mężczyznami; tacy, których sam nazywa „synami gromu” (por. Mk 3, 17); albo których nie sposób powstrzymać przed obcięciem komuś ucha (por. J 18, 10-11). Tylko tacy faceci będą w stanie wypełniać Jego misję i głosić innym Dobrą Nowinę.
Chrześcijaństwo potrzebuje mężczyzn
Chrześcijaństwo dzisiaj potrzebuje mężczyzn, a nie chłopców. Facetów, którzy są wrażliwi, ale są też silni i dają poczucie bezpieczeństwa. Bez nich traci ono swój smak.
Na koniec chcę podziękować Michałowi za to, że pozwolił na przytoczenie tego, co mi opowiedział. Zrobiłem to, żeby facetom z jego wspólnoty i wszystkim innym, którzy będą to czytać, dać argumenty, by podążali za tym co jest w ich sercach i by się tego nie bali…
Pomagam ludziom w rozwoju życia chrześcijańskiego w oparciu o Ewangelię. Jeśli szukasz pomocy zapraszam do kontaktu.
Tutaj możesz zapoznać się krótkim opisem tego jak pracuję i ofertą cenową – mentoring.
2 komentarzy
🙂
Facet musi byc ułaskawiony przez łaske ,poniewarz wdl domoroslych ksiezy ,ona tak leje sie jak kisiel po glowie i robi chlopa cielaka Bozego na wzor kleru slepego