Czy katolik powinien obejrzeć „Kler”?
O tym, że „Kler” Wojciecha Smarzowskiego budzi skrajne emocje, nie trzeba nikogo przekonywać. Od kilku tygodni w przestrzeni publicznej toczy się szeroko zakrojona debata na temat filmu. Jeszcze kilka dni temu była ona pozbawiona merytoryki, bo na temat filmu wypowiadali się najczęściej ludzie, którzy nie widzieli dzieła, a opinię na jego temat wyrobili sobie na podstawie bardzo mylącego zwiastuna. Dzisiaj o „Klerze” mówią i piszą już ludzie, którzy film obejrzeli. Do nich dołączę dzisiaj ja.
Milion w weekend otwarcia
Bilety na „Kler” zamówiłem z kilkunastodniowym wyprzedzeniem, by móc zobaczyć film w premierowym dla niego weekendzie. W kinie, w którym go oglądałem każdego dnia organizowanych jest kilkanaście seansów nowego dzieła Smarzowskiego, a sale są wypełnione prawie w zupełności. W tzw. weekend otwarcia film obejrzało prawie milion polskich widzów i zanosi się na to, że będzie to jeden z najpopularniejszych filmów, które w ostatnich dziesięcioleciach zagościły na ekranach polskich kin.
Czy to się dzieje naprawdę?
Niektórzy recenzenci i inne osoby dzielące się emocjami po obejrzeniu nowego filmu Smarzowskiego uważają „Kler” niemalże za arcydzieło. Ja tak nie uważam. Widziałem lepsze polskie filmy, w tym lepsze filmy Smarzowskiego, np. „Wesele” czy „Wołyń”, który miałem przyjemność oglądać na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2016 roku i który to film totalnie wbił mnie w fotel. „Kler” tego ze mną nie zrobił. Być może dlatego, że nie było w nim dla mnie nic odkrywczego, nic o czym nie słyszałbym wcześniej, albo czego nie widziałbym na własne oczy. Kilkanaście lat pracy w instytucji Kościoła katolickiego spowodowało, że moja perspektywa odbioru filmu może się znacznie różnić od tego jak odbiera je statystyczny Kowalski. Ta pespektywa pozwala mi stwierdzić, że wszystko, co zostało pokazane w „Klerze”, choć reżyser twierdzi, że jest to tylko fikcja filmowa, mogłoby się wydarzyć naprawdę. Powiem więcej, takie rzeczy w polskim Kościele katolickim mają miejsce…
“Kler” może zmienić system?
„Kler” Smarzowskiego nie jest arcydziełem, ale uważam ten film za najważniejszy polski obraz, jaki widziałem w ostatnich latach. Być może będzie to jeden z takich filmów jak Andrzeja Wajdy „Człowiek z żelaza”, czy „Zabić księdza” Agnieszki Holland, czyli dzieł, które pomagają w zrozumieniu „systemu”, nazywają pewne sprawy po imieniu i wywołują społeczną energię, która każe „system” radykalnie zmienić. Co ten film zrobi z polskim społeczeństwem? Zobaczymy. Jedno jest pewne, popularność „Kleru” daje nadzieję, że siła jego oddziaływania będzie potężna.
Ludzie Kościoła
O czym jest film Smarzowskiego? O zepsuciu Kościoła katolickiego w Polsce? O pedofilii wśród księży? O kochankach polskich kapłanów i ich dzieciach, a może o żądzy pieniądza i brataniu się Kościoła z politykami? Tak. To wszystko znajdziemy w „Klerze”. Scenarzyści zaproponowali nam pokazanie wszystkich tych problemów przez pryzmat trzech szeregowych księży i potężnego biskupa (w tej roli genialny Janusz Gajos). Jednak dla mnie film „Kler” nie jest tylko filmem o zepsuciu hierarchii Kościoła katolickiego, ale o tym, że księża są zwykłymi ludźmi. I dla mnie jest to najważniejsze przesłanie tego filmu i powód, dla którego zachęcam wszystkich polskich katolików, by na ten film się wybrali.
Antidotum na idealizację
Wielką bolączką Kościoła katolickiego w Polsce jest bowiem idealizacja księży i samej instytucji Kościoła. Wiele negatywnych głosów o „Klerze” zarówno przed jego premierą jak i po niej, pochodziło od tej części katolików, która na księdza nie pozwoli powiedzieć nic złego. W ich opinii kapłan jest nadczłowiekiem, bo jest przedstawicielem Boga. Z tych powodów księży nie wolno krytykować, a gdyby robili coś złego, należy to ukrywać (sic!). Podobnie wypowiadano się w kontekście „ukazania” w filmie instytucji Kościoła. Ci, którzy nie widzieli filmu są zdania, że jest on atakiem na tę instytucję i próbą osłabienia jej autorytetu, czy nawet „atakiem na wiarę”. W ich mniemaniu każde nieprzychylne zdanie wypowiedziane o Kościele katolickim w Polsce jest takim atakiem…
Zaprzyjaźniony pedofil…
To, jak ten mechanizm jest potężny, pokazała mi pewna sytuacja, którą chcę się z Wami podzielić. Nie dalej jak półtora roku temu rozmawiałem z pewną osobą, której brat w dzieciństwie był molestowany seksualnie przez księdza. Gdy już w dorosłym życiu i przejściu przez długotrwałą psychoterapię, postanowił powiedzieć swoim mocno przywiązanym do Kościoła rodzicom, o tym co spotkało go z rąk „zaprzyjaźnionego” z nimi księdza, doznał odrzucenia. Matka najpierw zarzucała mu, że całą historię sobie wymyślił, bo „to teraz takie modne, by oskarżać kapłanów”, a kiedy już zdała sobie sprawę z tego, że jej syn sobie tego nie wymyślił, stwierdziła, że sprawy nie wolno nagłaśniać, bo to zaszkodziłoby… Kościołowi. Przytaczam ten – mam nadzieję – szokujący dla Czytelników przykład, by pokazać jak potężna jest ideologia idealizacji w Kościele katolickim.
Ostatnie kazanie
Jeszcze jeden przykład? Proszę bardzo. Gdy pracowałem jeszcze w Kościele katolickim jako ksiądz, starałem się pokazywać „wiernym” ludzką twarz kapłanów. Kiedyś w czasie kazania jako przykład podałem historię księdza, którego poznałem w USA. Jak to się mówi w języku kościelnym ksiądz „uległ słabości” i postanowił zrzucić sutannę, aby zamieszkać z kobietą. Jednak po kilkunastu miesiącach przerwał związek i wrócił do posługi kapłańskiej, czyli – znów użyję terminologii kościelnej – „nawrócił się”. Opowiedziałem jego historię osobom obecnym w Kościele w czasie niedzielnej Mszy. Chciałem pomóc im w odmitologizowaniu postaci księży i pokazaniu ich jako zwykłych ludzi. I wygląda na to, że historia, którą przytoczyłem była im potrzebna, bo niektórzy przychodzili po Mszy, by podziękować. Innego zdania był jednak proboszcz. To było moje ostatnie kazanie w parafii… Dlaczego? Bo „zgorszyłem ludzi” i to „w czasie Mszy”. O takich rzeczach nie wolno mówić (zwłaszcza z ambony!). Księża są przecież chodzącymi ideałami, przykładami do naśladowania, świętymi, którym do kanonizacji brakuje tylko śmierci i cudu uczynionego z zaświatów.
Mitologiczne bóstwo
Idealizacja księży i samej instytucji Kościoła jest niezmiernie niebezpieczna z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że nie dostrzegając w księżach ludzkiego wymiaru ich życia (znów włączył mi się język kościelny!) robimy z nich bogów i pozwalamy na więcej. Wyidealizowany ksiądz jest jako bóstwo w mitologii. Nawet jeśli robi coś złego to mu wolno, bo przecież nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Dobrze więc, że Smarzowski pokazuje ciemną i skrywaną twarz kleru. Chociaż sam jest ateistą to – wbrew głosom oburzonych – może dla księży i samego Kościoła zrobić więcej dobrego niż się wydaje. Może pomóc im, jak i instytucji w porzuceniu boskich prerogatyw i stanięciu bliżej tych, który pokochali by Kościół bardziej, gdyby ten nie próbował udawać Boga. Ta ideologizacja jest też niebezpieczna – i tutaj będzie paradoks – dla samego Kościoła, bo ludzie wierzą w księży i Kościół, zamiast w Boga, ale kiedy zauważają grzechy kleru i Kościoła, odwracają się nie tylko od nich, ale często też od Boga…
Prawda was wyzwoli
To, co robi Smarzowski jest – w moim odbiorze – bardzo chrześcijańskie. Pozwala polskim katolikom zobaczyć bolesną prawdę o Kościele, w który wierzą (sic!). Jest ta część prawdy, która jest bardzo bolesna i wstydliwa, jednak bardzo potrzebna, by Kościół katolicki w Polsce spokorniał i odkrył to miejsce, które w społeczeństwie powinien zajmować, a nie to, które obecnie tak chętnie dzieli z politykami mu przychylnymi. Jezus Chrystus powiedział: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 32). Mam nadzieję, że ta część prawdy ukazana w „Klerze” przyniesie wyzwolenie.
Nie wolno zapomnieć
Zauważyliście, że piszę o „części prawdy”, a nie „całej prawdzie”? To zamierzone! „Kler” nie ukazuje całej prawdy o Kościele katolickim w Polsce. Nie taki był zamiar reżysera i scenarzysty. Zresztą takiego filmu nie dałoby się chyba zrobić. Oglądając „Kler” warto o tym pamiętać. Warto pamiętać o mnóstwie wspaniałych księży, zakonnic, a także tych biskupach, którym daleko jest do negatywnych wzorców pokazanych w filmie. Są wśród nich tacy, którzy nie mają kochanek, nie gwałcą dzieci, nie pobierają opłat za sakramenty i nie czerpią korzyści z kontaktów politycznych. I tej grupie duchownych bardzo współczuję, bo wielu ludzi wrzuci ich do jednego worka z tymi, o których opowiada „Kler”.
Film dla katolików
Czy katolik powinien obejrzeć „Kler”? Zdecydowanie tak. Powinien to zrobić dla siebie, ale też dla Kościoła, którego jest członkiem. Dla siebie, by uwolnić się od ubóstwiania kleru, a dla Kościoła – by mu pokazać, że nie ma zgody na zakłamanie, flirtowanie z politykami, czy seksualne wykorzystywanie dzieci.
Pomagam ludziom w rozwoju życia chrześcijańskiego w oparciu o Ewangelię. Jeśli szukasz pomocy zapraszam do kontaktu.
Tutaj możesz zapoznać się krótkim opisem tego jak pracuję i ofertą cenową – mentoring.
Tag:film
2 komentarzy
Tak powinien. Zwłaszcza jeżeli żyje w jednej parafii u jedno duszpasterza. Wtedy rutyna zanika.
Rutyna?