
„Boże Ciało”, czyli film o nas
Jak pewnie wiecie uwielbiam dobre filmy. Gdybym tylko mógł to w kinie spędzałbym po kilkanaście godzin tygodniowo, ale ponieważ nie mam takiej możliwości, więc muszę starannie wybierać, to, co chcę obejrzeć na dużym ekranie. Jednym z takich starannych wyborów w ostatnim czasie stał się film w reżyserii Jana Komasy, pt. „Boże Ciało”. I wiecie co? Nie zawiodłem się!
„Boże ciało” wymyślone przez życie
Film, do którego scenariusz napisał Mateusz Pacewicz, opowiada historię dwudziestoletniego Daniela (Bartosz Bielenia) – wychowanka poprawczaka, który marzy o tym, aby zostać księdzem. Jednak jego marzenie nie może zostać spełnione, bo Kościół nie pozwoli mu na studiowanie w seminarium duchownym, ze względu na burzliwą przeszłość chłopaka. Wynikające z wiary głębokie pragnienie służenia Bogu jako ksiądz jest w Danielu tak mocne, że gdy zostaje wysłany do pracy w stolarni w małej podkarpackiej miejscowości, bohater zamiast układać deski zaczyna udawać księdza w lokalnej parafii. Ta historia brzmi jak tani scenariusz amerykańskiej komedii, ale film – po pierwsze – komedią nie jest, a po drugie – nie został wymyślony przez Pacewicza, ale wymyśliło go samo życie.
Uzurpator w sutannie
Daniel zakłada koloratkę i natychmiast „staje się” księdzem. Stresuje się odprawianiem Mszy, ale wierni spisują to na karb jego młodego wieku. Nikt nie zauważa, że ma do czynienia z uzurpatorem. Proboszcz korzysta z okazji, aby bez „niepokojenia” kurii udać się na odwyk, a swoją parafię zostawia w rękach młodego, energicznego księdza.
Terapeuta i mediator
Życie w typowej katolickiej społeczności nie jest jednak sielanką. Społeczność została dotknięta straszną tragedią, z którą próbuje radzić sobie w typowo polski sposób. Ucieczką przed prawdziwymi emocjami jest religia rzymskokatolicka, a także znalezienie wspólnego wroga, który bezdusznie zostaje wykluczony ze społeczności. Ksiądz Daniel widzi to poważne pęknięcie i podejmuje szereg różnych działań, które mają pomóc jednej i drugiej stronie. Spotyka się z wyklętym ze społeczności „wrogiem”, a także jest „terapeutą” dla tych, którzy pielęgnują swój smutek przed tablicą z fotografiami zmarłych. To, co robi jest tak głęboko ludzkie i ewangeliczne, że nie dziwi ogromny sprzeciw religijnych ludzi.
Film o Polsce i polskiej religijności
Film Jana Komasy porusza wiele ważnych tematów i stawia fundamentalne pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi. W „Bożym Ciele” można zobaczyć pękniętą Polskę, która nie poradziła sobie z samolotowym wypadkiem pod Smoleńskiem i która karmi swoją religijność mesjańskim mitem o swojej wyjątkowości. Można w nim też przyjrzeć się katolikom, którzy, w imię swoich jedynie słusznych i motywowanych religią racji, wyrzekają się zasad płynących z Ewangelii. To film o tych, którzy na widok koloratki wyłączają krytyczne myślenie i dają się omamić. „Boże Ciało” to też film o księżach, a właściwie o ludzkim wymiarze bycia księdzem. Nie jest to jednak historia o pysze, chciwości i zepsuciu kleru jak w Smarzowskiego, ale o byciu prawdziwym człowiekiem i jego pragnieniach.
„Boże Ciało” to film o nas Polakach. Reżyserowi udało się jednak tak skonstruować lustro, w którym się przeglądamy, że ten widok, który kreśli przed naszymi oczami jesteśmy w stanie przełknąć i przetrawić.
Dajcie znać, czy widzieliście film i jakie są Wasze odczucia.
Pomagam ludziom w rozwoju życia chrześcijańskiego w oparciu o Ewangelię.
Jeśli szukasz pomocy zapraszam do kontaktu.
Tutaj możesz zapoznać się krótkim opisem tego jak pracuję i ofertą cenową – mentoring.
Tag:Ewangelia, film, religia, religijność, wiara