Po której jesteś stronie?
Artykuł, który czytasz ukazał się na moim blogu w Wielki Piątek, w dniu, w którym część chrześcijan przypomina sobie o męce i śmierci Jezusa Chrystusa. Pomyślałem, że w tym szczególnym dla mnie i wielu tych, którzy wierzą w to, że Jezus Chrystus był Synem Bożym, podejmę bardzo trudny, ale – według mnie ważny – temat, temat powodów, dla których Jezus Chrystus został skazany na haniebną śmierć przez ukrzyżowanie.
Oczekiwany Mesjasz
Rzecz działa się dwa tysiące lat temu. Miejsca, które dzisiaj nazywamy „Ziemią Świętą”, były pod okupacją rzymską. Żydzi cierpieli w niewoli i z utęsknieniem oczekiwali przyjścia Mesjasza, który miał przynieść im prawdziwą wolność. Tego Mesjasza wyobrażali sobie jako władcę, którego potężne ramię miało przywrócić utraconą chwałę Narodu Wybranego. To miał być ktoś, w kim miały się wypełnić wszystkie starotestamentalne obietnice. To miał być ktoś, kto przywróci prawo i porządek.
Pierwsze rozczarowania
Taki Ktoś narodził się, ale okoliczności tych narodzin były dalekie od tego, czego należałoby się spodziewać po obiecanym Mesjaszu. Zamiast pałacu, była stajnia, a zamiast dziecięcego łóżeczka z królewskim baldachimem – zwierzęcy żłób. Także pochodzenie Jego rodziców było podejrzane. Ani on, ani ona – powiedzmy sobie szczerze – nie należeli do elity tamtych czasów. Trudno się więc dziwić, że w małym dzieciątku Jezus tak niewielu rozpoznało obiecanego Wybawiciela.
Także późniejsza historia tego Człowieka znacznie odbiegała od tego, czego należałoby się spodziewać po Mesjaszu. Przez trzydzieści kilka lat prowadził On niczym nie wyróżniające się życie. Trudno nawet powiedzieć czym się wtedy zajmował, bo Ewangelie wspominają tylko o epizodzie w świątyni jerozolimskiej, w której nastoletni Jezus został w czasie pielgrzymki, którą z rodzicami odbywał do świętego miasta.
Jeszcze gorzej
A potem? A potem było już tylko gorzej. Jezus narażał się, i to bardzo. Narażał się tym, którzy byli religijnymi autorytetami tamtych czasów. Narażał im się niestosowaniem się do reguł religijnych, które uważali za istotne. Narażał się zadawaniem się z „nieodpowiednim” towarzystwem. Narażał się też otwartą krytyką ich zakłamanego sposobu życia.
Sposób na Mesjasza
Przywódcy religijni próbowali poradzić sobie z Nim na różne sposoby. Twierdzili, że uzdrowienia dokonywane przez Niego w szabat są pogwałceniem prawa. Atakowali jego uczniów, że nie poszczą w dni, w które według nich pościć powinni. Piętnowali Go za to, że otacza się publicznymi grzesznikami.
Najpierw próbowali go zdyskredytować mówiąc, że odszedł od zmysłów, potem, że jest opętany, a gdy to wszystko nie pomogło, uknuli sprytną intrygę, aby rękami rzymian skazać Go na haniebną śmierć na krzyżu…
A dzisiaj?
Gdy dzisiaj patrzę na te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce dwa tysiące lat temu to czasem z przerażeniem stwierdzam, że historia ponownie zatoczyła wielkie koło i to, czego doświadczył Jezus dwa tysiące lat temu, mogłoby się wydarzyć i dzisiaj…
Dla zbyt wielu chrześcijan religijne prawa są dzisiaj ważniejsze od miłości do drugiego człowieka. Zbyt wielu chrześcijan odsuwa się dzisiaj od ludzi, w których widzi grzeszników. Zbyt wielu chrześcijanom łatwiej jest zachować piątkowy post niż zrobić coś dobrego dla drugiego człowieka.
Najważniejsze są prawa, reguły i religijne przepisy…
Przykład z własnego podwórka
Czy mam rację? Mały przykład z mojego podwórka. Jestem katolikiem. Moim papieżem jest Franciszek. Bardzo szanuję tego człowieka i na swój sposób go kocham. Gdy porównuję go z poprzednikami to widzę wyraźnie, że ten papież doświadcza największej krytyki ze strony tych, którzy nazywają go swoim papieżem.
Kilka tygodni temu gorliwi katolicy wylali na niego wiadra nienawiści za to, że w samolocie pobłogosławił ślub pewnej pary, która nie była do tego „odpowiednio” czyli zgodnie z prawem Kościoła, przygotowana. Od wielu miesięcy toczy się batalia o adhortację „Amoris letitia”, w której papież nakazał indywidualne i pełne miłości podejście do rozwodników, co poskutkowało sprzeciwem „prawowiernych” kardynałów i innych tradycjonalistów. Co roku w Wielki Czwartek wybucha skandal, bo papież obmywa nogi nie tym, którzy są zasłużeni dla Kościoła, ale kobietom, więźniom, a nawet muzułmanom… I gdy patrzę sobie na tego człowieka i to co on robi i jak robi, to widzę w tej postawie wyraźne podobieństwo do Tego, który dwa tysiące lat temu nie stosował się do zaleceń władzy religijnej. Nawet niedawno jeden z wpływowych księży archidiecezji krakowskiej w czasie głoszonej przez siebie homilii życzył Franciszkowi zmiany poglądów albo… śmierci.
Jezus Chrystus, którego śmierć wspominamy w Wielki Piątek daleki był od religijnej poprawności. Ważniejszy od zachowywania przepisów był dla niego człowiek. Za nic miał piętnowanie tych, którzy nie mieścili się w pobożnych ramach tamtych czasów. W tym kontekście warto, abyśmy dzisiaj zadali sobie pytanie: po której stronie chrześcijańskiego świata jesteśmy? Czy po tej, w której najważniejsze są pobożne tradycje, respektowanie zasad i spójność z doktryną Kościoła, czy po tej, w której zauważa się każdego człowieka, okazuje się mu miłość i ewangeliczne miłosierdzie?
Pomagam ludziom w rozwoju życia chrześcijańskiego w oparciu o Ewangelię. Jeśli szukasz pomocy zapraszam do kontaktu.
Tutaj możesz zapoznać się krótkim opisem tego jak pracuję i ofertą cenową – mentoring.
Tag:religijność, tradycja, wiara